#książki, #book, #recenzja

Błękit

Tytuł: Błękit

Autor: Maja Lunde

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Rok wydania: 2018

 

 

Opis ze strony wydawnictwa:

Zachodnia Norwegia, rok 2017. Siedemdziesięcioletnia Signe przybywa w rodzinne strony. Powracają bolesne wspomnienia o Magnusie, niespełnionej miłości, straconym dziecku? Nie ma już śladu po wzgórzach, rzece Breio i wodospadach Dwie Siostry, o których przetrwanie walczyła jako nastolatka. Dziką naturę okiełznano i wykorzystano do napędzania elektrowni wodnej. Pozostał tylko lodowiec. Ale i jego zwolennicy postępu postanowili przekuć w kostki lodu do drinków. Signe przyjeżdża, by podjąć z nimi ostatnią, nierówną walkę. Jej orężem jest Błękit ? jacht, który otrzymała od ojca na osiemnaste urodziny…

Południe Francji, rok 2041. Panująca w Europie susza prowadzi do wojen i wyniszcza kontynent. Kolejne połacie lądu trawi pożar. David ucieka w ostatniej chwili, wraz z jedenastoletnią córką Lou. Lecz nawet obóz dla uchodźców nie jest już bezpieczną przystanią. Przemierzając wyludnioną okolicę, David i Lou w jednym z opuszczonych domów postanawiają zaczekać na koniec lub cud. Odnaleziona w ogrodzie żaglówka ma być ich arką, gdy w końcu spadnie deszcz?

Błękit to drugi tom cyklu powieściowego, rozpoczętego bestsellerową Historią pszczół, którego głównym tematem są zmiany klimatu i degradacja środowiska naturalnego. Zbudowana z dwóch równolegle prowadzonych i łączących się w zaskakujący sposób wątków powieść potwierdza pisarski kunszt Mai Lunde. Norweżka, jak nikt inny potrafi zgłębić meandry ludzkiej psychiki. Jednocześnie przekazuje nam, głuchym na wołanie dzikiej przyrody czytelnikom, przerażające ostrzeżenie ? jeśli nie zaczniemy szanować otaczającej nas natury, zginiemy razem z nią.

Zagłada ludzkości, triumf człowieczeństwa

Zwykle unikam książek “zaangażowanych” w obawie, że przemycanie ideologii zabije opowiadaną historię i przyćmi fabułę. Z tejże obawy nie sięgnęłam po wydaną trzy lata temu Historię pszczół, jednak gdy w zapowiedziach pojawił się Błękit, opis zaintrygował mnie do tego stopnia, że postanowiłam się przełamać. W końcu nie miałam nic do stracenia. Może prócz czasu. Nie będę niczego przemilczać – pierwsze strony w ogóle mnie nie wciągnęły. Kilkanaście razy czytałam fragment o zmechaconej czapce i nie potrafiłam wgryźć się w fabułę. Powoli zaczynałam odczuwać dyskomfort, że nie dam rady doczytać książki do końca, ale skończyłam jeden rozdział, następny, a chwilę później całą powieść.

W każdej dystopijnej wizji, o której do tej pory przeczytałam, zawsze szukałam dziury w całym i dowodów na to, że autor nie ma racji, a wersja wydarzeń, którą przedstawia, jest mało prawdopodobna. I tym razem nie było inaczej. Za sukces autorki  uznaję jednak to, że w którymś momencie przestałam toczyć wewnętrzną walkę na argumenty i skupiłam się na historii. A ta jest nie byle jaka.

Po raz pierwszy spotkałam się z powieścią, w której głównymi bohaterami tak naprawdę wcale nie są występujący ludzie, za to – choć w sposób nieoczywisty – bezmyślnie niszczona i wykorzystywana natura. Zdecydowana większość populacji całkowicie bezrefleksyjnie podporządkowuje sobie przyrodę (lub żyje w złudnym przeświadczeniu, że ją podporządkowuje) w imię  dobra przyszłych pokoleń, ale przede wszystkim w imię zysków. To przeciwko czemu walczy jedna z bohaterek, Signe, dla Davida i jego córki Lou kilkadziesiąt lat później staje się rzeczywistością – środowisko jest zdegradowane, w wielu krajach Europy brakuje pitnej wody, panuje susza, wybuchają niekontrolowane pożary, a ludność, która zdążyła przed nimi umknąć, żyje w obozach dla uchodźców, w których do głosu coraz częściej dochodzą zwierzęce instynkty.

Maja Lunde stworzyła znakomite portrety psychologiczne swoich bohaterów. Signe walczy z bezmyślnym i niekoniecznym ingerowaniem w środowisko, a jednak zdarzają się sytuację, obnażające ją jako hipokrytkę. W równie złożony sposób autorka wykreowała relacje między Davidem i jego jedenastoletnią córką Lou. Nie jest to bliskość prosta i oczywista, a walka o przetrwanie tylko utrudnia związek między ojcem i dzieckiem. Autorka wiarygodnie przedstawiła sytuacje, w których jedno bywało rozżalone i nie chciało przebywać z drugim, ale jednocześnie miało świadomość, że nie ma nikogo innego, że jest zdane tylko na tę drugą osobę.

Choć nie jestem skłonna uwierzyć w to, jak według Lunde miałby wyglądać świat za trzydzieści, czterdzieści lat, to powieść na pewno zmusiła mnie  do refleksji. Nie mam tu na myśli wielkiej przemiany w człowieka, który będzie żył w stu procentach w zgodzie z naturą, ale raczej o rozbudzenie świadomości i poczucia odpowiedzialności za, nawet pozornie niewielkie, wybory. Czy to co robię jest konieczne? Czy to co kupuję jest mi niezbędnie potrzebne? Czy nie nie jest tylko mój kaprys? Pusta fanaberia? Mroczna i przygnębiająca wizja przestawiona w Błękicie poraża poczuciem bezradności, osamotnienia, wyobcowania, a przede wszystkim maleńkością człowieka i bezwzględnością przyrody, która zdaje się pokazywać ludziom, gdzie jest ich miejsce. Nie jest to jednak aż tak pesymistyczna przepowiednia, jak może się wydawać. Zwłaszcza jeśli będziemy mieli siebie nawzajem.

9 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *