Dżozef
Tytuł: Dżozef
Autor: Jakub Małecki
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Rok wydania: 2018
Opis ze strony wydawnictwa:
Dresiarz Grzegorz, biznesmen Kurz, stary Maruda i ten Czwarty. Doborowe towarzystwo w jednej sali szpitalnej. Ich historia byłaby jednak zupełnie inna, gdyby nie włączył się w nią jeszcze ktoś: Joseph Conrad. Jego obecność zmienia tutaj wszystko.
Grzesiek Bednar zostaje napadnięty na warszawskiej Pradze i trafia do szpitala ze złamanym nosem. Tu poznaje trzech mężczyzn, z którymi wyruszy do swoistego jądra ciemności: pięćdziesięcioletniego biznesmena, wiecznego malkontenta oraz Czwartego ? wielbiciela prozy Josepha Conrada. To właśnie ten czwarty, Stanisław Baryłczak, stanie się przyczyną kłopotów. Majacząc, skłania Grzegorza do spisania swojej ?ostatniej powieści?. Opowiada o małym Stasiu powołującym do życia kozła z drewna, który staje się jego towarzyszem i przekleństwem.
Dickens na miarę XXI wieku
Nie do końca rozumiem, dlaczego dopiero Dygot przyniósł Jakubowi Małeckiemu rozgłos, skoro wydany siedem lat temu Dżozef poziomem wcale nie ustępuje najsłynniejszym powieściom tego autora. Co prawda Dżozef jest najmniej melancholijną spośród powieści Małeckiego, a kult wsi nie jest w niej widoczny tak jak w pozostałych (co zdaje się urzekać wielu czytelników), to nie da się ukryć, że w dalszym ciągu jest to literatura, którą pochłania się z przyjemnością. Zadziorny i momentami łobuzerski styl równoważy historię, która z każdym rozdziałem staje się coraz mroczniejsza.
Od pierwszych stron pokochałam głównego bohatera Grześka Bednara (nie pytajcie mnie dlaczego, ale za każdym razem, gdy o nim czytałam, przed oczami stawała mi twarz Łukasza Orbitowskiego). Grzesiek to prosty chłopak, nieskomplikowany, który nie do końca zdaje się wiedzieć, czego chce od życia. Pozornie niegroźny wypadek sprawia, że trafia do sali szpitalnej, w której zderza się z losami trzech innych mężczyzn: Kurza, Marudy i pana Stasia. O ile początek powieści nie zwiastuje żadnych anomalii, o tyle z każdą kolejną opowieścią tego ostatniego robi się coraz dziwniej.
Małecki (jak zwykle) zachwyca autentycznością bohaterów i hipnotyzuje językiem. Potrafi jednocześnie rozbawić do łez, zbić czytelnika z pantałyku zaskakującym dialogiem lub zmusić do refleksji. Dwutorowa narracja nie pozwala się znudzić i zmęczyć duszną atmosfera sali szpitalnej.
Dla mnie Dżozef mógłby się stać współczesnym zamiennikiem dickensowskiej Opowieści wigilijnej, co prawda nie ze względu na konstrukcję, czy podobieństwa fabularne (bo tych właściwie brak), ale że względu na mocne przesłanie, które ze sobą niesie. W obu przypadkach najważniejszym elementem było zderzenie bohaterów z ich potencjalną przyszłością. Autor doprowadza bohaterów do odczucia pełnej odpowiedzialności za podejmowane przez nich decyzje oraz świadomego kształtowania swojego losu. Dżozef uświadamia, że czasem ważniejsza od uświadomienia sobie tego czego chcemy, jest wiedza o tym, czego nie chcemy na pewno.
Dżozef to nie jest Małecki, który wzrusza i szturcha czytelnika w jego najczulsze miejsca. Dżozef to powieść, która wciąga czytelnika i bezceremonialnie pochłania jego uwagę, zachwyca pomysłem i konstrukcją. Jest to również pstryczek w nos dla tych, którzy twierdzą, że fenomen Małeckiego polega na pisaniu kiczowatych łzawych historyjek i tanim graniu na emocjach (jak napisał pewien pan z pewnej gazety na literę “W”). Małecki niezmiennie jest wprawnym rzemieślnikiem słowa i kreatorem niezwykłych historii. Jeśli więc trafia do Was jego twórczość, to i po tę powieść musicie sięgnąć koniecznie, a jeśli pozostałe powieści autora były dla Was zbyt melancholijne, to Dżozefa mogę polecić Wam z czystym sumieniem – to najbardziej szorstka i męska proza z dotychczas przez niego napisanych.
6 komentarzy
Galliusz
Wydaje mi się, że nigdy nie miałem okazji czytać książek tego autora, ale muszę przyznać, że opis brzmi całkiem interesująco. Będę miał na uwadze 🙂
niepoczytalna
Małeckiego albo się kocha, albo nienawidzi. Innej opcji nie ma.
Mnie nigdy nie zawiódł. ?
M Art a
W pierwszej chwili przypomina mi troche Pinokia, pewnie skusze sie na przeczytanie
niepoczytalna
Polecam, choć i tak moją faworytką pozostaje “Rdza”. 🙂
Wiedźma
W sumie nie wiem dlaczego, ale do tej pory cały czas omijałam twórczość Małeckiego szerokim łukiem. I wcale nie mogę powiedzieć, że to dlatego, że pisze zbyt melancholijnie czy kiczowato, bo nie wiem, jak pisze. Ba, do tej pory omijałam nawet recenzje, więc zasadniczo w ogóle nie wiem, o czym pisze. I nadal nie wiem, czy to literatura dla mnie, ale muszę przyznać, że Twoja recenzja poruszyła we mnie jakąś strunę i przykuła uwagę. Zaintrygowałaś mnie i sprawiłaś, że poczułam zainteresowanie. Co prawda nie wiem, czy przeczytam Dżozefa albo cokolwiek innego spod pióra Małeckiego, ale w pełni kupuję to, co napisałaś. Poza tym bardzo podoba mi się Twój styl i sposób przekazywania wrażeń i opinii – z jednej strony wyważony, a z drugiej bardzo poetycki i emocjonalny 😉
niepoczytalna
Dziękuję! Uznaję to za swój osobisty sukces! ?
A jeśli chodzi o Małeckiego, najbardziej podobała mi się “Rdza” i to ją przede wszystkim polecam. ?
Pozdrawiam!