#książki, #book, #recenzja

Nigdzie indziej

Tytuł: Nigdzie indziej

Autor: Tommy Orange

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Rok wydania: 2019

 

Opis ze strony wydawnictwa:

Nigdzie indziej to wielopokoleniowa opowieść o przemocy i regeneracji, pamięci i tożsamości, jak również pięknie i rozpaczy, które wplecione są w dzieje rdzennych mieszkańców Ameryki.

Tommy Orange opowiada historię dwunastu postaci, z których każda ma swoje powody, by wybrać się na wielki zjazd plemienny w Oakland. Jacquie Czerwone Pióro od niedawna znowu nie pije i usiłuje powrócić na łono rodziny, którą niegdyś porzuciła. Dene Oxendene stara się poskładać swe życie na nowo po śmierci wujka i przybywa na zjazd, aby pracować na rzecz indiańskiej społeczności i w ten sposób uczcić jego pamięć. Opal Viola Wiktoria Niedźwiedzia Tarcza przychodzi na stadion, by obejrzeć występ swego siostrzeńca Orvila, który nauczył się tradycyjnego indiańskiego tańca, oglądając materiały wideo na kanale YouTube, a teraz po raz pierwszy chce go wykonać podczas zjazdu przed publicznością. Ten imponujący spektakl odwołujący się do uświęconej tradycji będzie więc okazją do wzruszających pojednań. Stadion w Oakland stanie się również widownią wydarzeń, w których wyniku naród indiański poniesie wielkie ofiary, znów wykaże się heroizmem i dozna niewypowiedzianej straty.

 

Żal wyssany z mlekiem matki

Kiedy myślę o rdzennej ludności Stanów Zjednoczonych, mimo woli nasuwa mi się obraz leciwego zamyślonego wodza rodem z reklamy pewnego znanego batonika. Nie ma drugiej takiej grupy etnicznej na świecie, która przez lata byłaby poddawana stopniowej eksterminacji, pozbawiana ziemi, spychana na margines, a przy okazji była ograbiona z własnej kultury. Dziedzictwo duchowe Indian zostało skomercjalizowane i przemielone na papkę. Nigdzie indziej jest historią o poszukiwaniu tożsamości, tylko czy jej znalezienie jeszcze jest możliwe?

Historie dwunastu osób splatają się ze sobą, by ostatecznie zacieśnić się podczas zjazdu plemiennego. Historie są różne, ale łączy je jedno – wszyscy bohaterowie zmagają się ze swoim pochodzeniem, kolorem skóry, dziedzictwem, które czują w sobie, ale nie potrafią go już wyrazić.

Nie do końca wiem, co autor chciał osiągnąć, prowadząc narrację w taki a nie inny sposób. Bo owszem historia skolonizowania Ameryki Północnej przez białego człowieka jest nacechowana brutalnością, gwałtem, grabieżą i śmiercią, ale przecież to nie jedyny taki przypadek w dziejach świata. A jednak sam autor przedstawił Indian, jako grupę wyniszczoną alkoholizmem, narkomanią, przemocą domową i przestępczością. Jako grupę, którą przepełnia żal za tym, co utraciła, choć przecież prawdziwa natura życia ich przodków jest im obca: wierzenia, tańce, obrzędy, przesądy. Potomkowie rdzennych Indian znają już tylko pewien substytut dawnej egzystencji, a jednak pielęgnują w sobie związane z utratą rozgoryczenie, przekazywane z  pokolenia na pokolenie.

Nigdzie indziej jest napisane bardzo charakterystycznym stylem. Językowi, tłumaczeniu niczego nie można zarzucić. Narracja jednak jest dość specyficzna. Można by powiedzieć, że ma swoją duszę (tak jak swoją duszę ma literatura rosyjska, skandynawska, francuska czy hiszpańska). Ja tę duszę wyczuwam, ale jej nie czuję. Nie rozumiem decyzji podejmowanych przez bohaterów. Nie rozumiem determinowana losów współczesnych bohaterów tym, co wydarzyło się ich przodkom kilkaset czy nawet kilkadziesiąt lat temu.  Chociaż czytelnik mógłby oczekiwać, że będzie to powieść o dyskryminacji i próbie unicestwienia rdzennej ludności Ameryki Północnej przez białych ludzi, to ostatecznie okazuje się, że obecnie oni sami dla siebie są największym zagrożeniem.

2 komentarze

Skomentuj niepoczytalna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *