Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès
Tytuł: Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès
Autor: Maurice Leblanc
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2022
Opis wydawcy:
Ktoś kradnie mahoniowe biurko z mieszkania profesora paryskiego liceum – i przypadkiem znajdujący się w nim szczęśliwy bilet na loterię – i znika. Ktoś zabija starego barona w jego własnym domu – i znika. Ktoś kradnie błękitny diament, wcześniej należący do zamordowanego barona – i znika.
„Kiedy już zupełnie nie rozumiem, jak to się mogło stać, podejrzewam Arsène’a Lupina” ‒ mówi inspektor francuskiej policji Ganimard. Poszkodowani w tych trzech sprawach decydują się wysłać prośbę o pomoc do Herlocka Sholmèsa. O pomoc do Sholmèsa zwraca się również baron d’Imblevalle, któremu skradziono starą żydowską lampkę i znajdujący się w niej cenny klejnot. W tym przypadku Arsène Lupin, w tajemniczy sposób dowiedziawszy się, że do akcji znów wkracza Sholmès, kilkakrotnie prosi go, by nie brał tej sprawy, a potem – by się z niej wycofał. Bezskutecznie. Ambicja Herlocka Sholmèsa nie pozwala na to, co pociąga za sobą szereg nieprzewidzianych komplikacji…
W starciu dwóch wybitnych umysłów i osobowości: złodzieja i dżentelmena zarazem z detektywem i dżentelmenem z drugiej strony nie sposób przewidzieć zwycięzcy, jednak kiedy Sholmès wypowiada Lupinowi wojnę, obie strony muszą się wznieść na wyżyny swego geniuszu.
Zabawy w kotka i myszkę
Jako osoba, która ma słabość do powieści kryminalnych w stylu retro postanowiłam sięgnąć po kolejny tom przygód Arsene’a Lupina (chociaż moja dotychczasowa z nim relacja była raczej letnia). Czy spotkanie ze słynnym detektywem Herlockiem Sholmèsem (czy też Sherlockiem Holmesem) wypadło lepiej?
Niestety nie dotarłam do informacji, dlaczego Maurice Leblanc postanowił używać błędnej formy imienia i nazwiska najsłynniejszego angielskiego detektywa. Wygląda to jak całkowicie świadome lekceważenie (choć oczywiście mogę się mylić), co nawet pasuje do nonszalanckiego stylu bycia Arsène’a Lupina. Czy sam zabieg ma sens? Mógłby mieć, gdyby literacko i fabularnie dzieło Maurice’a Leblanca dorastało do poziomu pisarstwa Arthura Conan Doyle’a.
Największą zaletą klasycznych kryminałów niekoniecznie są ich bohaterowie czy kryminalne intrygi, a sam proces dochodzenia do rozwiązania zagadki. Autorzy klasyki gatunku udowadniają, że z pomocą żelaznej logiki i ponadprzeciętnych zdolności dedukcyjnych można znaleźć rozwiązanie najbardziej zawiłych intryg kryminalnych. To obserwowanie całego śledztwa daje czytelnikowi najwięcej satysfakcji, przy okazji gwarantując temu czy innemu detektywowi uznanie dla jego talentu i inteligencji.
Co udowadnia Maurice Leblanc? Że z pomocą nieograniczonych środków finansowych oraz bandy oddanych osiłków można uchodzić za nieuchwytnego włamywacza, ale nie ma w tym żadnej wirtuozerii. Sam Lupin, raczej antypatyczny, nie dysponuje żadnymi ponadprzeciętnymi umiejętnościami, a jego niemalże magiczne ucieczki albo są wynikiem pomocy osób trzecich, albo autor nie uznaje za stosowne podzielić się szczegółami z czytelnikami.
W literaturze jest wiele szwarccharakterów, bohaterów łamiących zasady i normy społeczne, a mimo wszystko zyskujących sympatię i uznanie czytelnika. W powieściach Leblanca tytułowego włamywacza poznajemy w stopniu tak niewielkim, że nie mamy szansy zapałać do niego sympatią, a jego wybryki, które przecież miały stanowić siłę napędową cyklu, też nie wzbudzają większych emocji, napisane może zbyt pobieżnie. Arsène Lupin kontra Herlock Sholmès to lektura lekka i niezobowiązująca – może nawet za bardzo.