Złodziej sztuki
Tytuł: Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji
Autor: Michael Finkel
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2024
Opis wydawcy:
W Muzeum Sztuk Pięknych i Archeologii w Besançon jest pora lunchu. Niektórzy strażnicy schodzą na przerwę. Pozostałych mija para pięknych dwudziestolatków.
Kilka godzin później na ścianie poddasza domu w Miluzie wieszają „Nietoperza” Albrechta Dürera. To nie genialne fałszerstwo, ale łup genialnego złodzieja. Podobnie jak ponad 300 innych artefaktów zgromadzonych przez Stéphane’a Breitwiesera.
- Jak to się stało, że młody chłopak bez grosza przy duszy zgromadził kolekcję dzieł sztuki wartą 2 miliardy dolarów?
- Dlaczego nikt go nie zatrzymał, gdy wynosił rzeźby i obrazy pod płaszczem albo wyrzucał je przez okna muzeów?
- Co stało się z dziełami, których nie udało się odzyskać?
Usiądź wygodnie i przenieś się do Luwru na poddaszu domu w Miluzie.
Rozejrzyj się i podziwiaj kunszt najzuchwalszego złodzieja sztuki.
To nie Arsène Lupin…
Książka Michaela Finkela zapowiadała się na wciągającą literaturę faktu z sensacyjnym smaczkiem. Opowieść o bezczelnym złodzieju dzieł sztuki, który w nonszalancki sposób dopuścił się wielu kradzieży i przez dłuższy czas wymykał się organom ścigania – obok takiej zapowiedzi nie można przejść obojętnie. Bardzo mocno liczyłam na lekturę w klimacie Być jak Caravaggio, która całkiem niedawno wpadła mi w ręce i skradła kilka wieczorów.
Złodziej sztuki ma zupełnie inny klimat niż wspomnienia fałszerza Tony’ego Tetro. Chociaż same opisy kradzieży są ciekawe i szokujące (aż trudno uwierzyć, że współczesne muzea mogą być aż tak źle zabezpieczone), to jednak dynamicznej akcji trudno tutaj szukać. Odniosłam wrażenie, że bardziej niż na samej sztuce i kradzieżach Michael Finkel postanowił skupić się na postaci głównego bohatera – jego psychice i motywacjach. A umówmy się, nie jest to czarujący złodziejaszek rodem z powieści Maurice’a Leblanca. Stéphane Breitwieser nie wzbudza sympatii a powodzenie jego napadów nie ma źródła w inteligencji czy uroku osobistym a raczej w brawurze i bezczelności.
Ponownie zestawiając bohatera Złodzieja sztuki z Tonym Tetro, ten drugi wydaje się wyjątkowo nieszkodliwy i raczej stawiający pytanie, czym jest dzieło sztuki i ile tak naprawdę jest warte. Stéphane Breitwieser jest postacią lekkomyślną i egoistyczną, którą wymiar sprawiedliwości powinien ukarać z najwyższą surowością. Pod płaszczykiem miłości do sztuki skrywa się patologiczne uzależnienie od adrenaliny i posiadania rzeczy wyjątkowych. Oczywiście nie ma nic złego w samym posiadaniu rzeczy wyjątkowych. Szkodliwe jest wykradanie ich społeczeństwu tylko po to, by przechowywać je w nieodpowiednich warunkach, skazując na zniszczenie. Choć sama historia opisana w Złodzieju sztuki na pewno jest ciekawa i może fascynować, to jednak arogancja i bezmyślność głównego bohatera była dla mnie dość odpychająca i wcale nie sprawiała, że chętnie wracałam do lektury.
***
Złodziej sztuki. Prawdziwa opowieść o pożądaniu piękna i niebezpiecznej obsesji do kupienia na Bonito