• #książki, #book, #recenzja

    Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia

    Autor: Elizabeth Winder

    Tytuł: Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia

    Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

    Rok wydania: 2017

     

    Opis ze strony wydawnictwa:

    Niezwykła biografia opisująca najlepszy rok w życiu boskiej MM. Fascynujące uzupełnienie obrazu inteligentnej, wrażliwej kobiety, który znamy z opublikowanych sześć lat temu sensacyjnych Fragmentów, zbierających intymne zapiski jednej z największych gwiazd Hollywood.

    Autorka ukazuje Marilyn Monroe przez pryzmat roku spędzonego w Nowym Jorku, gdzie aktorka uciekła w listopadzie 1954 roku, zostawiając daleko za sobą szaleństwa Hollywood i małżeństwo, które okazało się katastrofą. Zapierający dech w piersiach Manhattan pozwala Marilyn na zachowanie anonimowości, za którą tak tęskniła. Może biegać po Central Parku, wychodzić do klubów, godzinami oglądać obrazy w Metropolitan Museum of Art, spotykać się ze znajomymi.

     

    Wielkie nadzieje w oparach barbituranów

    Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia to z pewnością jedna z najpiękniej wydanych biografii ostatnich lat – wysmakowana kolorystyka, fotografie z klasą. Niemal na każdej stronie wyczuwalna jest fascynacja autorki ikoną kina, czy jednak to oczarowanie nie wpłynęło na obiektywizm Winder? Czy zgodnie z tytułem, rok spędzony w Nowym Jorku rzeczywiście był dla Marilyn szczęśliwy?

    Z Marilyn Monroe spotykamy się w momencie, w którym postanawia odmienić swoje życie – opuszcza Hollywood, tym samym rozpoczynając wojnę z wytwórnią FOX, rozprawia się ze swoim małżeństwem i rzuca w objęcia nowojorskiej bohemy artystycznej. Aktorka postrzegana do tej pory jako właścicielka ślicznej buźki, blond czupryny i niezbyt lotnego umysłu, postanowiła walczyć z krzywdzącą opinią na swój temat oraz wytwórnią, która ignorowała jej potrzebę artystycznej realizacji i traktowała jak lalkę do zarabiania pieniędzy. Wraz z przeprowadzką do Nowego Jorku Marilyn rozpoczyna walkę o wizerunek i możliwość decydowania o swojej karierze. Przemiana wewnętrzna, odzyskanie pewności siebie, rozpoczęcie psychoanalizy i uczestnictwo w zajęciach Actors Studio, znalazły też przełożenie w jej wyglądzie, gdy odrzuciła wyzywające stroje i makijaże na rzecz kreacji, które oddawały stan wyzwolenia. Nowa Marilyn – świeża, roześmiana, otoczona gromadą oddanych przyjaciół, ale czy to na pewno cała prawda?

    Choć Winder bardzo chciała ukazać od jak najlepszej strony walkę Monroe oraz jej pobyt w Nowym Jorku, który miał okazać się oczyszczającym przeżyciem, sama niechętnie przyznała, wtrącając niby przypadkiem, że choć w życiu aktorki wszystko zaczęło układać się po jej myśli, ta zażywała coraz więcej leków uspokajających, które zapijała morzem alkoholu. Pogłębiające się uzależnienie nie potwierdza nowojorskiej sielanki.

    Przez całą lekturę, choć była ona naprawdę przyjemna, coś jednak mi w niej zgrzytało i nie do końca sama wiedziałam, co mi nie pasuje. Po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że autorka przesadziła, nieustannie zachwycając się każdą rzeczą, która dotyczyła Marilyn – cerą, rozczochranymi włosami, niechlujnym strojem, nieładem. Bałagan, w którym żyła, był artystyczny (oczywiście!), a cokolwiek na siebie narzuciła, zawsze wyglądała olśniewająco. Winder była tak bardzo zafascynowana wyglądem Marilyn, najwyraźniej zapominając o tym, że ta druga postanowiła walczyć z postrzeganiem jej tylko przez pryzmat wyglądu i seksapilu. Choć zamiast ikony kina mieliśmy zobaczyć wrażliwą i uczuciową kobietę, która walczy o siebie, autorka dokonała jej odczłowieczenia poprzez nieustanne zachwyty. Trzeba jednak przyznać, że Widner ma nieprawdopodobną zdolność tworzenia opisów, które poruszają wszystkie zmysły. Gdy pisze o zapachach, możemy poczuć aromat kosmetyków, dymu papierosowego i Chanel No.5, opisując cerę Marilyn, niemalże widzimy wewnętrzny blask, który ją rozświetla, podobnie jest z opisami ubrań, czy gwaru nowojorskich knajp. Opisy nie są obszerne (i dobrze, bo takich nie znoszę), lecz zawsze napisane  plastycznie, trafiają w sedno.

    Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia jest wciągającą lekturą, którą czyta się jednym tchem. Nie jest to może najrzetelniejsza biografia, brakuje w niej również emocjonalnego zdystansowania się autorki, nie zmienia to jednak faktu, że styl Winder jest bardzo przyjemny w odbiorze, a oparcie biografii na zaledwie jednym roku dodaje książce oryginalności. W moim odczuciu nie był to jednak czas radości i szczęścia (co potwierdzają liczne załamania aktorki oraz zwiększanie dawek leków uspokajających). Nie mam jednak wątpliwości, że czas spędzony na Manhattanie, pozwolił Marilyn odetchnąć od hollywoodzkiego blichtru i rozwinąć artystyczne skrzydła. Pomimo skłonności autodestrukcyjnych, zawalczyła o siebie, co jest najbardziej inspirującym elementem tej biografii. Dobrze, że oprócz zachwytów nad oczywistą urodą Monroe, w książce nie zabrakło miejsca poświęconego jej wnętrzu, wrażliwości i duchowemu rozwojowi.