• #książki, #book, #recenzja

    Witraż

    Tytuł: Witraż

    Autor: Agnieszka Korzeniewska

    Wydawnictwo: Od deski do deski

    Rok wydania: 2017

     

    Opis ze strony wydawnictwa:

    Co mogą mieć ze sobą wspólnego młoda dziewczyna pracująca jako sprzątaczka i dojrzała kobieta zarządzająca renomowaną kliniką chirurgii plastycznej” Obie wybrały emigrację, choć jedna szuka swojego miejsca w życiu, a druga uważa, że znalazła je raz na zawsze i że szczęście już jej nie opuści. Ale losy ludzkie są jak witraże ” ciemne szybki sąsiadują z jasnymi, kolorowymi. Z bliska widać jedynie poszczególne szkiełka i dopiero, kiedy zaświeci słońce, a my będziemy w stanie stanąć wystarczająco daleko, zobaczymy obraz, który nas zachwyci. Książka Agnieszki Korzeniewskiej to niezwykle prawdziwa i aktualna opowieść o naszych czasach. Historia życia trzech polskich emigrantek w której miłość w zaskakujący sposób przeplata się z ludzkimi dramatami. Melania, Zuza i Magda to trzy różne kobiety po przejściach. Każda z nich z innego powodu wyjechała z Polski. Bruksela XXI wieku nie jest jednak dla nich “ziemią obiecaną”.

    O rzeczywistości tak bliskiej, że aż bolesnej

    Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę okładkę, poczułam, że muszę przeczytać Witraż i koniec. Wierzę w przeczucia i skoro powieść do mnie dotarła, nie mogłam odmówić sobie lektury pomimo koszmarnego zmęczenia i braku czasu. Nie żałuję.

    Agnieszka Korzeniewska stworzyła niesamowitą układankę ludzkich losów, dla których wspólną ramką jest miejsce akcji. Główne bohaterki są tak różne, że z pewnością każda kobieta znajdzie taką, z którą będzie się utożsamiać i w trakcie lektury nie jeden raz pomyśli: “Przecież to o mnie!”.

    Każda historia jest zupełnie inna. Jedna dotyczy walki o siebie, o własne szczęście. Opowiada o młodej dziewczynie, która wyrywa się z wielu więzów jednocześnie – koszmarnej pracy, toksycznych relacji rodzinnych, związku bez przyszłości. Wszystko po to, by znaleźć swoje miejsce na Ziemi i wiarę we własne możliwości.

    Losy innych dwóch bohaterek, są ze sobą ściślej związane, niż pozostałych. Jedna osiągnęła w życiu wszystko – karierę naukową, bogactwo, dzieci i przystojnego męża. Druga trafiła do obcego kraju z niczym – bez pracy, znajomości, pomysłu na siebie. Wtedy nagle ścieżki obu przecinają się. Ten wątek wzbudza wiele emocji. Skrajnych. Kiedy patrzę na te dwie kobiety i ludzi, którzy je otaczają, tylko jedno przychodzi mi do głowy – karma wraca.

    W Witrażu pojawiają się też losy pewnej rodziny. Mąż – elegancki adwokat, żona –  niezrównoważona emocjonalnie alkoholiczka i ich nastoletnia córka. Jedno Wam powiem, zanim ocenicie po pozorach – nic nie jest takie, jakim się wydaje. Nie dajcie się zwieść.

    Historie wszystkich bohaterów przeplatają się, według autorki tworząc Witraż. Mnie to przypomina plecionkę lub kilim. Choć pozornie poszczególne  wyrwane z treści części do siebie nie pasują, wydają się od siebie bardzo oddalone, to i tak są stworzone z jednej i tej samej nici. Powieść bardzo przypomina mi twórczość Kieślowskiego – on zrobiłby z tego filmowy majstersztyk. U niego bohaterowie też są powiązani ze sobą niewidzialną siecią, którą możemy oglądać z różnych perspektyw. Każdy mijany człowiek na ulicy, stojący w kolejce w sklepie, czy karmiący gołębie w parku, to inna historia, inne cierpienia, radości, inne życiowe motywacje. W Witrażu jest tak samo. Jeden fragment oglądany z danej perspektywy może wydawać się nieistotny, ale z innej, będzie stanowił główną linię opowieści.

    Od powieści nie można się oderwać. Fabuła zazębia się w taki sposób, że czytelnik tylko wyczekuje aż kolejne części połączą się ze sobą. Całość jest prawdziwa aż do bólu, nie ma w niej fałszu, patetyzmu, czy pójścia na łatwiznę. Najbardziej podoba mi się jednak bezstronność z jaką autorka przedstawiła bohaterki. Każdy może odebrać je na swój sposób i samodzielnie ocenić ich postępowanie. Dodatkowo w powieści poruszone są problemy współczesnego świata – migracje zarobkowe, zagubienie i poczucie wyobcowania w innym kraju, nietolerancja, i uprzedzenia (czy zasadne? – to się okaże).

    Najnowsza powieść Agnieszki Korzeniewskiej rozjechała mnie walcem. “W tę i z powrotem” – jaby rzekła moja mama. I tak wiele razy. Ciągle nie mogę przestać o niej myśleć i o tym, że nic nie dzieje się przypadkowo a jedna decyzja może wywołać konsekwencje, które wywrócą nasz świat do góry nogami. Nigdy nie dowiemy się, jak inny człowiek może na nas wpłynąć, dopóki nie pojawi się w naszym życiu – proszony lub nie.

    Podsumowując, Witraż to powieść, której nie da się zapomnieć. Czyta się jednym tchem i szczerze żałuje, gdy już się kończy. Przez ten krótki moment (zbyt krótki) żyje się życiem bohaterów, którzy w jednych wzbudzą sympatię i współczucie a w innych szczerą niechęć. Realistyczne przedstawienie rzeczywistości sprawia, że jest ona tak bliska, że aż bolesna.  Dajcie się  jej porwać, koniecznie.

     

    Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Od deski do deski.

  • Bez kategorii

    I odpuść nam nasze…

    Tytuł: I odpuść nam nasze…

    Autor: Janusz Leon Wiśniewski

    Wydawnictwo: Od deski do deski

    Rok wydania: 2015

     

     

    Opis ze strony wydawnictwa:

    W październiku 1991 Polskę obiegła tragiczna wiadomość. Andrzej Zaucha, popularny piosenkarz i muzyk, zginął zastrzelony pod krakowskim Teatrem STU. Jego towarzyszka Zuzanna Leśniak umiera w chwilę potem w karetce pogotowia. Strzelał mąż Zuzanny.

    Zabójstwo genialnego polskiego muzyka jazzowego stało się inspiracją do stworzenia opowieści o miłości, rozpaczy i zazdrości. Historii o tym, jak miłość może doprowadzić do zbrodni. Książka Janusza Leona Wiśniewskiego to opowieść, jak silne mogą być emocje i do czego może się posunąć zraniony człowiek.


    Recenzja

    Już dawno nie czytałam powieści, która wywoływała we mnie tak skrajne uczucia. Sięgając po I odpuść nam nasze… najbardziej bałam się, że historia tocząca się wokół zastrzelenia Andrzeja Zauchy i jego kochanki, będzie pokazana w klimacie portali plotkarskich o nazwach piesko-obuwniczych. Tą sprawą na początku lat 90-tych żyła cała Polska, bo nie co dzień wykształcony i wrażliwy reżyser francuskiego pochodzenia postanawia zastrzelić kochanka swojej żony – jednego z najbardziej popularnych polskich piosenkarzy. Historia iście filmowa. Później wystarczy wstawić tylko skruszonego i zbolałego bohatera w celi, rozpamiętującego swoją wielką miłość i hit gotowy. Każdy, kto liczy na sensację rodem z brukowców – zawiedzie się. 

    Powieść ma formę dość specyficznego strumienia świadomości. Początkowo stykamy się z realiami panującymi w więzieniu, nieumiejętnością poradzenia sobie ze zdradą, morderstwem a przede wszystkim utratą najbliższej osoby przez głównego bohatera. Wyrzuty sumienia Vincenta są przytłaczające a poziom  świadomości własnych czynów i ich konsekwencji – przerażający.

    Na początku opowiadane historie są dość spójne i zauważalnie ze sobą powiązane, jednak z czasem można odnieść wrażenie, że dygresja goni dygresję i sami nie wiemy, o czym już czytamy. Bo co mają wspolnego kartki na alkohol, stan wojenny, sprawa Bagsika, wigiljne zabijanie karpia, strajki w stoczni, bar mleczny i wiele innych, z zamordowaniem żony i jej kochanka? Pozornie nic.

    W połowie książki strasznie zaczęły mnie męczyć wtrącenia o hipokryzji Polaków, sakrazm dotyczący polskiej Wigilii, opinie na temat zacofania Kościoła i tym podobne – oczywiście z księdzem-pedofilem w tle. Nie wiem jaki był ich cel. Napisane pod publikę? Jeśli chodzi o poglądy religijne, polityczne i światopoglądowe to zdanie mam jedno: Cieszę się, że je masz i fantastycznie, że jesteś z nich dumny, ale kiedy zaczynasz je pokazywać wszystkim na siłę i bez ostrzeżenia, to przestaje być miło. Ale przebrnęłam i przez to, i nie żałuję.

    Od pierwszych stu stron nie mogłam się oderwać, kolejne sto przeklinałam, bo nie widziałam żadnego sensu w przytaczanych historiach, które dotyczyły różnych osób, w odległych miejscach i czasie. Jednak później w mojej głowie powstała pewna myśl. Niezależnie od tego, czego dotyczy początek historii – osiedlowego sklepu z winami, kolejek w czasach komuny, czy opisu winobrania, za każdym razem, nieraz bardzo pokrętnym tokiem, i tak w końcu myśli bohatera wracają do byłej żony i popełnionej przez niego zbrodni. Teraz wydaje mi się, że liczne dygresje, które wydawały mi się bez sensu i męczyły do bólu, jednak miały sens, ponieważ pokazują, że pomimo iż główny bohater wyszedł już z więzienia, to jego kara trwa cały czas a wyrzuty sumienia nigdy nie dadzą mu spokoju. Nieważne jak dobrze pokieruje swoim życiem, nieważne jak bardzo może wydawać się szczęśliwy i spokojny z nową rodziną, liczy się tylko to, że każdego dnia na skutek różnych bodźców, jego myśli zawsze wrócą do tego samego punktu, który będzie sprawiał mu ból. 

    Nie wiem, czy moja interpretacja jest prawidłowa. Nie wiem, czy autor rzeczywiście miał to na myśli, czy tylko próbuję za wszelką cenę usprawiedliwić tę powieść. Jeśli Janusz L. Wiśniewski miał taki pomysł, to może warto byłoby zawrzeć w opisie jakąś sugestię, żeby czytelnik miał szansę trafić na ten trop, bo o ile na początku zestawienie różnych historii (na przykład o skaleczeniu się w rękę) jest oczywiste i nasuwa się samo, o tyle później ciężko zauważyć jakiś związek pomiędzy poruszanymi wątkami według czytelnika   w ogóle niezwiązanych z główną historią.

    Podsumowując, nie wiem sama, jak mam ocenić tę powieść. Jeśli nie mam racji i książka jest rzeczywiście tylko zlepkiem dygresji, to efekt końcowy jest koszmarny. Ale mam prawo (jak każdy) do własnej interpretacji (choć nie wiem, czy zgodnej z zamysłem autora) i obstając przy swojej teorii, cieszę się, że doczytałam ją do końca, nawet jeśli momentami była bardzo męcząca, to emocje, które we mnie wywołała, były tego warte.


    Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Od deski do deski.

  • Bez kategorii

    Czarna

    Tytuł: Czarna

    Autor: Wojciech Kuczok

    Wydawnictwo: Od deski do deski

    Rok wydania: 2017

     

     

    Opis ze strony wydawnictwa:
    Jeremi jest zamożnym, przystojnym mężczyzną, wspaniały ojciec i świetny przedsiębiorca. Tylko ma jeden problem ? potrafi myśleć o Beacie już tylko jako żonie i matce swoich dzieci. Maryśka miała być dla niego namiętną przygodą tylko na chwilę. Sam Jeremi gubi się w swoich uczuciach, nie przypuszczał też, że kochanka może go pokochać miłością aż do granic obłędu. Czarna jest małą miejscowością, plotki szybko docierają do rodziny Maryśki i rodziny Jeremiego.

    Recenzja

    Czarna – miejscowość jakich wiele. Tu każdy zna każdego albo przynajmniej kogoś, kto go zna. Małomiasteczkowość aż do bólu okraszona niedzielnym dreptaniem do kościoła z przerwami na zlinczowanie czarnych owiec i społecznych wyrzutków. W tym wszystkim Jeremi, jego żona, dzieci i Maryśka – ta druga, choć właściwie trzecia, bo oprócz żony w klasyfikacji na czele jest oczko w głowie tatusia – syn Pawełek.

    Po skończeniu lektury nie jest dla mnie najważniejsze, czy powieść jest oparta na faktach, czy nie. Najbardziej doceniam sposób w jaki Wojciech Kuczok odziera swoich bohaterów z przyzwoitości, ukazując to, co każdy z nas w sobie nosi a czego nie chciałby nikomu pokazywać. Takie ciche, brudne zakamarki osobowości i charakteru, które większość zostawia tylko dla siebie. Tchórzliwy mąż z kryzysem wieku średniego, żona przymykająca oko na zdrady męża, bo tak wygodniej, matki – dręczące swoje potomstwo wyrzutami i szantażem, naiwna kochanka żebrząca o więcej – ecce homo! Jedna cecha wspólna – egoizm.

    Takie historie nie kończą się dobrze. Zwykle rozdarciem – rodziny, emocjonalnym lub tętnicy. Autor uczłowiecza Maryśkę, która przestała być tylko wyrachowaną i mściwą zabójczynią z pierwszych stron gazet. Uczłowiecza, ale nie rozgrzesza.

    Nie oszukujmy się, tak ugryźć tę historię potrafi tylko Kuczok. Słowne gry, szorstkość stylu, bez słodzenia i rozczulania a jednak poruszająco.

    Podsumowując, Czarna o treści lepkiej i brudzącej, jak smoła, nie daje szybko umknąć czytelnikowi i zostawia na jego samopoczuciu ślady, wyrzut sumienia – każdy z nas ma swoje mroczne zakamarki. Wciągająca i fascynująca.

    Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Od deski do deski.

  • Bez kategorii

    Bestia. Studium zła

    Tytuł: Bestia. Studium zła 

    Autor: Magda Omilianowicz

    Wydawnictwo: Od deski do deski

    Rok wydania: 2016

     

    Opis ze strony wydawnictwa:

    “Bestia. Studium zła? to historia Leszka Pękalskiego – zabójcy, który przyznał się do 67 makabrycznych morderstw. Finalnie skazano go za jedno. Jest największą tajemnicą powojennej kryminalistyki. Nikt nie wie, ile ofiar tak naprawdę ma na swoim koncie.

    Autorka, Magda Omilianowicz była pierwszą dziennikarką, która przeprowadziła wywiad ze słynnym ?wampirem z Bytowa?. Zapoznała się z 72 tomami akt, rozmawiała m.in. z jego bliskimi, z kobietą, która jako jedyna przeżyła atak ?wampira?, z rodzinami ofiar, z prokuratorem, z psychologami. Specjaliści zgodnie twierdzą, że będzie zabijał dalej.

    Pękalski wychodzi na wolność w 2019 roku?


    Recenzja:

    Są książki, które czytamy dla rozrywki i szybko o nich zapominamy. Są też takie, które zostaną z nami na długo a czytanie ich, trudno nazwać przyjemnością. Do tych drugich z pewnością należy Bestia. Studium zła – fabularyzowany reportaż o Leszku Pękalskim.

    Postać Pękalskiego była mi znana już wcześniej z filmów dokumentalnych o seryjnych mordercach, ale żaden nie wywarł na mnie takiego wrażenia, jak książka pani Omilianowicz. Sposób poprowadzenia fabuły sprawia, że autentyzm postaci i wydarzeń jest wręcz porażający. Każda ofiara to nie tylko imię i nazwisko z kroniki kryminalnej, ale oddzielna historia człowieka, jego emocji, problemów, radości aż do tragicznej śmierci.

    Historia Leszka zaczyna się od momentu, kiedy przychodzi na świat, jako nieślubne i niechciane dziecko alkoholiczki. Początkowo można odczuwać współczucie do biednego, wiecznie głodnego i poniewieranego dziecka, jednak ani na moment nie dało się zapomnieć, jak dalej potoczą się jego losy. Brutalne gwałty, morderstwa, całkowite zezwierzęcenie, choć w tym przypadku to obraza dla zwierząt. Zero empatii, zero refleksji, zero żalu za popełnione czyny.

    Autorka reportażu próbuje odpowiedzieć na pytanie, skąd bierze się zło w człowieku. Co sprawia, że człowiek staje się bezwzględnym mordercą?

    Czy wychowywanie się wśród patologii najgorszego sortu jest wytłumaczeniem? Czy odrzucenie przez rodzinę i poczucie osamotnienia było decydujące? Nie godzę się na żadne wytłumaczenie. Gdyby każda osoba wychowana w patologicznym środowisku, zostawała mordercą, to świat roiłby się od nich. Upośledzenie umysłowe Pękalskiego nie było tajemnicą. Dlaczego po pierwszym wyroku za brutalny gwałt, nie był pod stałą obserwacją? Czy tłumaczenie, że utarł się w nim schemat osiągania spełnienia seksualnego ze zwłokami ofiar, bo taki był jego pierwszy stosunek, jest wytłumaczeniem? Nie, absolutnie żadnym.  Jego jedynym staraniem, żeby doprowadzić do współżycia z kobietą, było pisanie do biur matrymonialnych i nachalne zaczepianie kobiet pytaniem: “Dasz mi dupy?”. Która kobieta dobrowolnie zgodziłaby się na relację z brudnym, śmierdzącym i zaniedbanym mężczyzną?

    Nic nie jest w stanie obronić postepowania Leszka Pękalskiego, ale wszystkie te czynniki składają się na tę tragiczną historię. Największą porażką systemu jest to, że kara więzienia, nie jest dla niego żadną karą. Jest mu ciepło, jedzenia ma pod dostatkiem, w celi telewizor i pisma pornograficzne do masturbacji. Jest mu zdecydowanie lepiej, niż na wolności. O nic nie musi się martwić. Takie wczasy. Tylko kobiet czasem brak…

    Podsumowując, Bestia. Studium zła jest jednocześnie pozycją trudną, ale też taką, od której nie można się oderwać. Wiem, że zostanie ze mną do końca życia, by rozbrzmiewać echem zawsze wtedy, gdy będę samotnie wracała do domu po zmroku…

    Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Od deski do deski.