• Bez kategorii

    Przebudzenie Lukrecji

    • Tytuł: Przebudzenie Lukrecji
    • Autor: Laura Adori
    • Wydawnictwo: Lira
    • Rok wydania: 2017

     

     

    Opis ze strony wydawnictwa:

    Lukrecja wywróci do góry nogami twoje przekonania o tym, co znaczy ?zmienić swoje życie?! Wydawnictwo Lira prezentuje perypetie miłosne singielki przed czterdziestką. Jest to miłość in spe, bo ciągle nieuchwytna. Jak się okazuje, o wiele łatwiej jest zrobić karierę za granicą, niż znaleźć człowieka, z którym można by się pięknie zestarzeć. Stanąwszy przed wyborem dalszej drogi, Lukrecja bez wahania porzuca słoneczną Italię i przyjeżdża do Polski, którą pamięta jak przez mgłę. A tu życie szykuje dla niej jeszcze wiele niespodzianek?
    Kim jest Lukrecja? To pewna siebie i swojej kobiecości singielka przed czterdziestką, szczęśliwa posiadaczka wiernych przyjaciółek ?od pierwszego wejrzenia? oraz matki, która konsekwentnie zadręcza ją swoimi poradami. Jest też kobietą niezwykle wrażliwą na świat smaków, zapachów, kolorów i dźwięków. Umiejętność zmysłowego postrzegania świata staje się dla Lukrecji kluczem do odkrycia własnej drogi życiowej. Czy pomoże jej także w odnalezieniu prawdziwej miłości?
    Jeśli losy Bridget Jones i pasje wielbicielki smaków Julii Child są ci bliskie, przeczytaj koniecznie tę książkę!

     

    Recenzja

    Przyznam się bez bicia – nie przeczytałam opisu książki przed jej rozpoczęciem. Spojrzałam na okładkę w milutkich puderkowych kolorach ze zdaniem wprowadzającym o karierze za granicą i poszukiwaniu miłości, i od razu pomyślałam, że będzie to historia dwudziestoparolatki, tuż po studiach, zdolnej, ambitnej, ale przede wszystkim romantycznej i usilnie szukającej męskiego ramienia. Zaczęłam czytać i… osłupiałam.

    Poznajcie Lukrecję, pół-Polkę, pół-Włoszkę. Na przekór imieniu, jej życie wcale nie jest słodkie, powoli dobija do czterdziestki a na horyzoncie ani męża ani stabilizacji, chyba że za taką uznać pracę we włoskiej korporacji. Pewnego dnia ten życiowy bezruch zostaje przerwany przez wróżbę, którą słyszy główna bohaterka. Postanawia ona wrócić do Polski i znaleźć tam miłość a przede wszystkim własne “ja”.

    Zmyliła mnie pastelowa okładka, bo do głównej bohaterki bynajmniej nie pasują takie beże, róże i biele. Widzę ją we wszelkich odcieniach czerwieni, żółci, fioletu i innych zdecydowanych kolorów. Lukrecja wie, czego chce, ale nie do końca wie, jak to osiągnąć.

    Nie czytam zbyt wiele literatury “kobiecej”, ale parę pozycji zaliczyłam: “Nigdy w życiu” – świetny styl i humor, ale głupota bohaterki nie do zniesienia, “Dziennik Bridget Jones” – film uwielbiam, ale książki za nic nie mogłam przetrawić, “Jedz, módl się, kochaj“, które nawet mi się podobało, ale miało wiele momentów, gdzie przysypiałam z nudów, czy “Seks w wielkim mieście” –  trudno o inne bohaterki, z którymi utożsamiałabym się mniej.

    Przebudzenie Lukrecji” jest zdecydowanie lepszą  powieścią od tych, z którymi zmierzyłam się wcześniej, a jednocześnie ma w sobie wszystko to, co było w nich najlepsze: styl, poczucie humoru i bohaterów, których trudno nie polubić. Przez pierwszą połowę książki, co chwilę miałam napady wesołości (co z boku musiało wyglądać, w najlepszym wypadku, na opętanie). W drugiej połowie żartów było jakby mniej – a szkoda! O ile na początku  bohaterki wzbudzają dużo sympatii, właśnie dzięki żarcikom, to bez elementów humorystycznych, odczuwałam głównie współczucie. Poza tym (niestety dla mnie), im dalej w las, tym więcej było w tym nowojorskiego sznytu Carrie Bradshaw. Jarmużowe koktajle, pilatesy i pokazy mody, to całkowicie nie moja bajka, ale przecież nie mogę mieć pretensji, ponieważ główna bohaterka zamiast opychać się pikantnymi skrzydełkami i czekoladą, postanowiła zawalczyć o siebie i swoją figurę.

    Przebudzenie Lukrecji” było dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Historia o tym, jak odnaleźć swoją drogę, przy okazji nie tracąc własnej tożsamości, trochę o związkach, trochę o pasji (także pasji życia). 

    O tym, że to naprawdę dobra powieść, niech świadczy fakt, że przeczytałam całą od wczoraj, w formie elektronicznej (czego absolutnie nie znoszę) na smartfonie (o zgrozo!). Oczy mi prawie wypłynęły, ale nie podałam się. Jedynie czego żałuję to to, że ta puderkoworóżowa perełka nie zamieszka teraz na mojej półce. Chwyćcie za nią przy najbliższej okazji. Gwarantuję – nie pożałujecie!

    Ocena: 8/10

    Za udostępnienie egzemplarza do recenzji z całego serca dziękuję Wydawnictwu Lira. Gratuluję wspaniałego debiutu!