Była sobie rzeka
Tytuł: Była sobie rzeka
Autor: Diane Setterfield
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2020
Opis ze strony wydawnictwa:
W ciemną noc w środku zimy w starej gospodzie nad Tamizą ma miejsce niezwykłe wydarzenie. Stali bywalcy właśnie zabijają czas opowieściami, kiedy w drzwiach pojawia się ciężko ranny nieznajomy. W ramionach trzyma martwą dziewczynkę. Kiedy godzinę później dziecko zaczyna oddychać, nikt nie może w to uwierzyć. Cud? Czy magiczna sztuczka? Może nauka będzie w stanie to rozstrzygnąć?
Mieszkańcy nabrzeży prześcigają się w pomysłach, by rozwiązać zagadkę dziewczynki, która umarła, a potem ożyła. Mijają jednak dni, a tajemnica wydaje się coraz bardziej nieprzenikniona. Dziewczynka okazuje się niema i nie może odpowiedzieć na pytania: kim jest, skąd pochodzi i co stało się z jej bliskimi. W tej sprawie pojawia się coraz więcej pytań i wątpliwości.
Tymczasem trzy rodziny wyrażają chęć, by wziąć dziecko pod opiekę. Zamożna młoda matka wierzy, że dziewczynka jest jej córką, która zaginęła dwa lata wcześniej. Rodzina farmerów, która wciąż przeżywa sekretny romans syna, szykuje się na przyjęcie wnuczki. Skromna i skryta gospodyni proboszcza widzi w małej niemowie swoją młodszą siostrę. Każda z tych osób ma własną opowieść, której granice między rzeczywistością a fantazją są ulotne i rozlewają się czasami jak niekontrolowane wody rzeki.
Urzekająca, wielowymiarowa, pełna zagadek powieść, przesycona folklorem, tajemniczością i romantyzmem. Ta powieść to misternie tkany gobelin, splatający folklor, naukę, magię i mit.
Potęga opowieści
Cóż za przedziwna to była historia! Nie tylko z rzeką w tytule – rzeką, która niepodważalnie jest jednym z głównych bohaterów – ale również w konstrukcji rzekę przypominająca. Główny nurt zwykle płynął leniwie, niespiesznie (choć zdarzały się gwałtowne i nieprzewidywalne fragmenty), jednak główny nurt byłby niczym bez źródła i jego dopływów.
Przed rozpoczęciem lektury starałam się nie mieć żadnych oczekiwań i jedyne czego się spodziewałam, to lekkiej historii z elementami baśniowymi. Bardzo szybko okazało się jednak, że otrzymałam coś znacznie więcej. Misternie utkana historia, znakomicie zbudowani bohaterowie (nawet jeśli bywają sztampowi), bardzo przyjemny styl i równie dobry przekład, to naprawdę nie są jedyne zalety powieści Diane Setterfield.
Dzięki autorce stajemy się częścią niesamowitej, dość hermetycznej grupy, dla której snucie opowieści stanowi istotny element jej funkcjonowania. Historie raz opowiedziane ożywają i ewoluują, opowiadane przez kolejnych ludzi. Wszystkie fragmenty o snuciu opowieści sprawiły, że pomimo niewielkiej liczby standardowych opisów (wyglądu, ubiorów, wnętrz), poznajemy bohaterów znacznie głębiej, poznajemy ich sposób myślenia i istotę tej niewielkiej społeczności.
Miałam dość duże obawy jeśli chodzi o elementy baśniowe czy fantastyczne. Przez całą powieść nie było ich zbyt wiele i bałam się, że w samym zakończeniu autorka wyskoczy z czymś niedorzecznym, albo fabułę rozwiąże deus ex machina, co całkowicie zepsułoby dobre wrażenie. Ale spokojnie, autorka z ogromnym szacunkiem podeszła zarówno do swoich czytelników, jak i do bohaterów powieści. Zakończenie historii okazało się więcej niż satysfakcjonujące (podobne jak środek i początek).
Była sobie rzeka jest znakomitą powieścią: dopracowaną w każdym najdrobniejszym szczególe. Nie jest to pierwsza lepsza, przeciętna historia obyczajowa, to idealna proza środka. Jest to jedna z tych książek, które potrafią wyrwać człowieka z zastoju i marazmu czytelniczego. I, choć to pewnie nie najistotniejsze, jest to jedna z najpiękniej wydanych powieści jakie widziałam w ostatnich latach. Podobno nie ocenia się książki po okładce, ale w tym przypadku z pełną odpowiedzialnością mogę Wam powiedzieć, że wnętrze idealnie przystaje do pięknej szaty graficznej.